Lidka, 52 lat, Radom
Współuzależniona matka walcząca o syna...
Pamiętam ten dzień jak dziś, kiedy totalnie wyniszczona psychicznie i fizycznie ogłosiłam bezsilność wobec losu mojego dziecka i że nie jestem w stanie nic więcej dla niego już zrobić. Zajęło mi to 15 lat, w trakcie których dzień w dzień boksowałam się z życiem i samą sobą, walcząc o swojego syna. Najgorsze co może spotkać rodzica to nieuleczalna choroba lub nagła śmierć dziecka. Mnie dotknęło to pierwsze, a śmierć była jedynie nieuchronnym następstwem, od której mojego syna dzieliło już bardzo niewiele czasu.
Jako samotna matka starałam się zapewnić swojemu synowi wszystko co najlepsze, ale wiadomo, że nigdy nie da zastąpić się ojca zwłaszcza chłopakowi. Czasami były lepsze dni, czasami gorsze, ale mimo niedostatku pragnęłam wpoić swojemu dziecku dobre maniery, szacunek do drugiego człowieka oraz pracy, a także pokorę względem życia. Starałam się kochać i dbać jak tylko potrafiłam, ale niestety okazało się, że moje metody wychowawcze i zasoby miłości są niewystarczające, bo mój syn w wieku 14 lat wpadł bezpowrotnie niekorzystne towarzystwo.
Zaprzyjaźnił się z grupą rówieśników, która stała się dla niego niepodważalnym autorytetem, wciągając go we wszystko co najgorsze. Potem była to już tylko równia pochyła. Picie, ćpanie, kradzieże, rozboje, porzucona szkoła, grożący poprawczak, kilka pobytów w szpitalu z zagrożeniem życia. Niestety ten cały wachlarz tragicznych przeżyć nie nauczył mojego syna pokory i nie okazał się dla niego dnem mobilizującym do podjęcia leczenia. Mnie natomiast jeszcze bardziej mobilizował do walki o niego i o jego życie.
Przecież ja jestem matką, ja wszystko mogę, wszystko dla niego zrobię i poświęcę. Pójdę na koniec świata, znajdę najlepszych lekarzy, a jak trzeba będzie wydrę sprzed sądu chroniąc go od więzienia.
Kiedy przestałam spać, odczuwać apetyt, co raz częściej omdlewać i nie mieć siły chodzić do pracy z wycieńczenia emocjonalnego i potężnej dawki stresu, zaczęłam szukać pomocy u lekarzy także dla siebie. Stwierdzono u mnie silne wycieńczenie organizmu oraz depresję. Miałam to szczęcie, że trafiłam na ludzi, którzy doskonale rozumieli takie osoby jak ja i pokierowali mnie na terapię dla osób współuzależnionych.
To chyba był cud i opatrzność siły wyższej, że w ostatnim momencie swojego życia trafiłam na niesamowitą grupę wsparcia, a potem na turnus do Woźniakowa.
Dzisiaj z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że podczas kilku turnusów w Woźniakowie uratowaliście mi życie. Nauczyliście mnie jednej bardzo ważnej rzeczy, że mój syn pije i ćpa nie przeze mnie i nie z powodu, że jestem złą matką, lecz z własnego wyboru. Że nie jestem w stanie ani zmusić, ani ubezwłasnowolnić i poddać leczeniu syna, gdy on sam tego nie chce. Uświadomiliście mi, że dobra matka dla osoby uzależnionej to nie ta, która kryje, reguluje długi, prostuje kłamstwa, czeka zawsze z ciepłym obiadem i wyprasowanymi ubraniami, lecz matka, która w danym momencie życia potrafi okazać szorstką miłość i postawić granice. Niezmiennie i wciąż walczę o syna, ale teraz także i o siebie. Wierzę, że dzięki zasadom i postawionym granicom mój syn kiedyś się ocknie i poprosi o leczenie. Gdy spotykam go pijanego lub naćpanego na ulicy serce pęka mi na milion kawałków, a łzy lecą ciurkiem. Wtedy najchętniej chciałabym go przytulić, położyć w czystym łóżku i nakarmić, bo tak źle wygląda. Ale też wiem, że robiąc to zaprzepaściłabym ten okres walki o jego lepsze jutro.
Drodzy Rodzice nie poddawajcie się. Nasze uzależnione dzieci są wspaniałe i najukochańsze na świecie. Po prostu z jakiś przyczyn nie radzą sobie emocjonalnie z otaczającą ich rzeczywistością. Bądźmy silni, wspierajmy się i nie zapominajmy także o nas samych. Bo gdy nasze dzieci w końcu będą chciały się leczyć, musimy mieć siłę być i żyć dla nich i dla siebie. Woźniaków to wspaniałe miejsce również dla takich osób jak my, do podreperowania skaleczonej duszy, serca i umysłu. Gdyby nie Fundacja i Woźniaków nigdy sama nie potrafiłabym sobie poradzić z moim silnym współuzależnieniem.
Dziękuję.
Lidka
*Na prośbę naszych bohaterów, ze względu na potrzebę zachowania anonimowości w wybranych historiach zostały zmienione zdjęcia, imiona oraz miejsca zamieszkania. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci ww. sytuacjach jest przypadkowe.